
Nie będę się tu jakoś mocno rozpisywać. Sprawa jest prosta: dla mnie talent to zdolność szybkiego uczenia się jakiejś umiejętności. Nie oznacza to oczywiście, że ktoś inny nie może się nauczyć czegoś bez tego uzdolnienia, ale o tym potem. Kiedy osoba za definicję talentu obiera przeświadczenie, że mistrzami się rodzimy, a nie nabywamy te niezbędne umiejętności, w twarz mówi mi, że moje mierne (ale zawsze) skille w pisaniu po prostu mi się dostały. Z nieba. Bo tak. Bóg mnie pocałował w paluszki. Nieważne, że poświęcam temu 90% mojego wolnego czasu, że spędziłam setki, tysiące godzin na pisaniu, poprawianiu, czytaniu, a potem na płakaniu, bo ktośtam mnie skrytykował (o, dla kontrastu przydałoby się coś o najgorszej krytyce, jaka mi się dostała - mogłabym zaskoczyć sporo osób). Wyrzuca cały ten czas spędzony na samodoskonaleniu się do kosza, bo ja też bym tak umiał, gdybym miał talent.
Nieprawda.
Jak chcesz, to i bez talentu się nauczysz.
Rozumiem, że te osoby nie mają tego na myśli, bo one tego tak nie widzą. Dlatego ładnie się uśmiecham i dziękuję, swoje wiem, a potem wracam do przelewania krwi nad klawiaturą.
Jak już powiedziałam wyżej - nikt nie rodzi się mistrzem. Talent decyduje co najwyżej o tym, jak szybko możemy dojść do tej doskonałości. Możemy urodzić się (a właściwie szybko sobie wypracować) z pewną kreską, lekkością pióra czy co tam jest potrzebne w różnych dziedzinach - ale ktoś inny może się tego wyuczyć. Jak? Odpowiedź jest jeszcze prostsza: ćwicząc. Jeśli zależy ci wystarczająco mocno, masz ćwiczyć. Ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, nie ma, że boli. To nie przyjdzie ot tak, łatwo. Nigdy. I nigdy nie jest za późno, żeby zacząć coś ćwiczyć. Jasne, że nie będzie to to samo, co w przypadku uczenia się czegoś całe życie. Ale nie oznacza to, że jesteś na straconej pozycji.
Wszyscy rodzimy się na tym samym poziomie. Z czystą kartą. Czym ją zapełnimy, nie zależy do końca od nas, ale to w dzieciństwie kształtuje się nasza wyobraźnia i właśnie takie rzeczy, jak ta pewna kreska czy lekkość pióra. Pierwsze zainteresowania. Czy gdybym nie spędzała tych dziecięcych lat na wymyślaniu (ćwiczenia wyobraźni), opowiadaniu, a potem spisywaniu wszystkich dyrdymałów, które rodziły mi się w głowie, pisałabym teraz tego bloga? A skądże. Czy śmiałabym od czasu do czasu oceniać innych? Nigdy w życiu. Bo po prostu nie miałabym nawet tych podstaw, które mam teraz.
Nie jestem jakimś guru. Wręcz przeciwnie - umiem bardzo niewiele. Jeszcze daleka droga przede mną. Bardzo daleka. Ale najważniejsze są dwie rzeczy: niepoddawanie się, oczywiście i umiejętność dostrzegania własnych błędów. Wystarczy być upartym i odpowiednio do siebie krytycznym, a można osiągnąć wszystko. Jedyna różnica jest taka, że jednym zajmie to mniej czasu, a innym więcej. Ale kto powiedział, że jeśli będziemy ćwiczyć jeszcze częściej i ciężej, to nie przerośniemy tych utalentowanych?
Zapamiętaj: utalentowany, a nie wyćwiczony, nie umie prawie niczego. Wyćwiczony, ale nie utalentowany, może umieć wszystko.
3 komentarze
Zgadzam się ;-; Nienawidzę jak namęczę się na opowiadaniem czy obrazem, a później przychodzi taka Daria (Największy mugol, śmiertelnik i przyziemny w mojej klasie) i mówi, że mam talent. Oczywiście dziękuję itd. ale doprowadza mnie to do szału ;__;
OdpowiedzUsuń+++ Świetny post.
Święta racja :)
OdpowiedzUsuńBogowie, mam tak samo... BO PRZECIEŻ WINA MOJA ŻE WSZYSTKIM WOKÓŁ NIKT NIE DAŁ TALENTU I ONI NIE POTRAFIĄ... Bo przecież nikt ktego nie widzi, ile pracy trzeba włożyć w coś, nie.. Masz talent...
OdpowiedzUsuńSzanujmy się nawzajem.